Iskrząca się instalacja elektryczna, nielegalnie wybudowany komin, a do tego stojący na klatce

schodowej piec niespełniający elementarnych zasad bezpieczeństwa – to problemy, z jakimi

muszą się borykać na co dzień mieszkańcy jednego z budynków w Świętajnie.

Życie na bombie

PRANIE NA ZMIANĘ

Mieszkańcy stojącego w centrum Świętajna budynku komunalnego na ul. Mickiewicza 11 nie mają łatwego życia. Wszystkie poważniejsze prace domowe muszą wcześniej konsultować ze sobą.

- Wystarczy, że dwie rodziny włączą w tym samym czasie pralki, a już znajdujące się na klatce schodowej korki się iskrzą – mówi zdenerwowana Bożenna Damięcka, mieszkająca tutaj od ponad dwudziestu lat. Aby uniknąć sytuacji grożącej w każdej chwili pożarem, ludzie zmuszeni są prać na zmianę.

- Pukam do drzwi sześciu rodzin i pytam się, czy ktoś przypadkiem prania w pralce nie będzie robił w tym samym czasie co ja – mówi Czesława Nowosielska. To jednak i tak nie daje pełnego poczucia bezpieczeństwa. W obawie przed zapaleniem się instalacji, lokatorzy często na zmianę czuwają na korytarzu.

- Jak ja jestem zajęta, to pani Czesława siedzi na korytarzu. Nie wiemy, kiedy się zapalimy od tej elektryki - skarży się Bożenna Damięcka. Jej syn chory jest na zanik mięśni. Kobieta obawia się, że nie zdąży go wynieść z domu, gdy zacznie się palić. Mieszkańcy od lat alarmują o tej sytuacji administratora budynku, czyli ZGKiM, ale bez skutku. Dwa tygodnie temu, po kolejnym przepaleniu się instalacji, pojawił się co prawda elektryk, ale niewiele wskórał.

- Zamienił tylko miejscami korki, a problem i tak pozostał - żali się Marian Nowosielski.

KTO ZAPŁACI ZA NAPRAWĘ?

Kierownik ZGKiM Waldemar Popielarczyk przyznaje, że sytuacja jest mu znana, ale w podobnych warunkach żyją mieszkańcy wielu innych budynków, a budżet jego zakładu jest ograniczony. Mając to na uwadze, władze samorządowe przyjęły uchwałę, na mocy której lokatorzy mieszkań komunalnych mogą je wykupić za niewielkie pieniądze. Taki też zamiar mają mieszkańcy domu przy ul. Mickiewicza, którzy podjęli już w tej sprawie wstępne kroki. Obawiają się jednak, że kiedy transakcja zostanie sfinalizowana, to ZGKiM „umyje ręce” i remont instalacji elektrycznej spadnie na nich. Wobec tego są gotowi nawet odstąpić od wykupu mieszkań. Koszt naprawy instalacji elektrycy oszacowali na 3 tys. zł. Kierownik Popielarczyk deklaruje, że jego zakład może pokryć połowę tej sumy, resztę powinni dołożyć lokatorzy. Ci jednak nie chcą o tym słyszeć.

- Żąda się od nas po 200 zł. Skąd wezmę taką kwotę, skoro mam zaledwie 590 zł renty? – pyta pani Bożenna.

Kolejnym elementem zagrażającym bezpieczeństwu mieszkańców budynku jest komin postawiony nielegalnie przez jednego z lokatorów. Chociaż zakład kominiarski nakazał jego rozbiórkę lub przebudowę, nikt tego nie respektuje. Na tym bolączki lokatorów się jednak nie kończą. Na korytarzu na pierwszym piętrze, w dawnym wc stoi ... piec centralnego ogrzewania, zamontowany przez jednego z byłych już lokatorów. Trzy lata temu, pierwszego listopada od pieca zapaliły się drewniane drzwi od pomieszczenia. Na szczęście sąsiedzi sami zadławili ogień, choć sytuacja wyglądała niebezpiecznie.

- Na drugi dzień po tym zdarzeniu zgłosiłam to „komunalnej”. Nie było żadnej reakcji – nie kryje zdenerwowania Bożenna Damięcka. Co na to kierownik Popielarczyk?

- Nie przypominam sobie, aby ten fakt mi zgłaszano – odpowiada. Potwierdza tylko, że taki piec stoi na klatce w budynku przy ul. Mickiewicza. Już na pierwszy rzut oka, nawet zwykłego laika, widać, że lokalizacja pieca nie spełnia elementarnych warunków. W malutkim pomieszczeniu brak obowiązkowej wentylacji. Nadpalone drzwi i osmolone ściany przypominają o pożarze, który miał tu miejsce i w każdej chwili może się powtórzyć.

- Siedzimy na bombie i nikt oprócz nas tak naprawdę tym się nie przejmuje – żalą się lokatorzy.

(jbd)