„Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że radni w ogóle nie powinni otrzymywać diet lub powinny być one mniejsze” – tak jeszcze niespełna półtora roku temu głosił ówczesny kandydat na radnego Leszek Mierzejewski. Dziś już, jako wiceprzewodniczący Rady Miejskiej, jest zdecydowanym przeciwnikiem zmniejszania diet, a tym którzy zarzucają mu sprzeniewierzenie się przedwyborczym deklaracjom, wytyka, że go... nie zrozumieli.

Wczoraj za, a dzisiaj przeciw

Już za tydzień radni miejscy zadecydują o tym, czy ich diety zostaną na dotychczasowym poziomie równym minimalnej płacy, tj. 1500 zł, czy zmniejszą się, jak chcą radni Forum Samorządowego do 75% tej kwoty.

Wiemy już, że przeciwko tej propozycji na pewno zagłosuje wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Leszek Mierzejewski. Dał temu wyraz w dotychczasowych dyskusjach, które prezentowaliśmy na łamach „Kurka”. Jego wypowiedziami zaskoczone są osoby, które pamiętają co głosił w czasie kampanii wyborczej. Na dowód tego przyniosły do redakcji „Kurka” wkładkę do „Gazety Olsztyńskiej” – „Nasz Mazur” z datą 12-18 XI 2010 r. , w której ukazało się płatne ogłoszenie wyborcze Leszka Mierzejewskiego w formie wywiadu. Kandydat na radnego, lider komitetu „Z Górską dla Szczytna” opowiada o swojej karierze zawodowej, pasjach, zainteresowaniach, a także powodach, dla których zdecydował się kandydować do rady. Dzieli się też swoimi przemyśleniami na temat funkcjonowania Rady Miejskiej, stawiając nawet matematyczny wzór „Mądra Rada Miejska = młodość + dojrzałość + doświadczenie”. Zaraz potem mówi tak: Jednocześnie z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że radni w ogóle nie powinni otrzymywać diet lub powinny być one mniejsze. Wówczas kandydatów nie byłoby tak wielu, a zostaliby ci, którzy autentycznie chcą coś zrobić dla swojego miasta.

- Czuję się dziś oszukany, głosowałem na pana Leszka, m.in. dlatego, że prezentował takie stanowisko w sprawie diet. Przykro, że tak szybko zapomniał o swojej deklaracji sprzed kilkunastu miesięcy – dzieli się swoimi rozterkami jeden z naszych Czytelników.

Co na temat takiej zmiany poglądów sądzą znani lokalni politycy?

- Tak nie można – ocenia starosta Jarosław Matłach. - Jeżeli mówi się coś przed wyborami, to trzeba słów dotrzymywać. Uważam, że wybory jednomandatowe, które odbędą się za dwa i pół roku będą stanowić odpowiednią weryfikację. Zostaną wybrani zdecydowanie najlepsi kandydaci, którzy będą prawdziwymi ambasadorami swoich okręgów.

Burmistrz Danuta Górska, której nazwisko figuruje w nazwie klubu, któremu przewodniczy Leszek Mierzejewski, uchyla się od komentarza w tej sprawie.

Sam zainteresowany uważa natomiast, że wszystko jest w porządku. Zapewnia, że w ogłoszeniu wyborczym wcale nie opowiadał się za likwidacją, bądź obniżką diet, tylko mówił co powinno się zrobić, żeby nie było tak wielu kandydatów.

- Moja wypowiedź była logiczna i zrozumiała, chodziło tylko o zredukowanie tłumu kandydatów – tłumaczy Mierzejewski.

(o)

CO MNIE BOLI?

Oburzyła mnie wypowiedź radnej Zofii Żarnoch zamieszczona w artykule „Projekt obniżki diet”. Radna twierdzi, że traktuje dietę jak pobory, bo jest osobą niepracującą, choć ma „intratny zawód”. Skoro tak, to dlaczego teraz chce, żebyśmy wszyscy wypłacali jej uposażenie z naszych podatków? Trzeba było sobie zapracować na emeryturę, tak jak wielu obywateli Szczytna, którzy pracowali ciężko od rana do nocy. Zastanawiam się, gdzie była pani Żarnoch do tej pory. Rozumiem, że radni powinni mieć jakąś dietę, ale nie pojmuję, jak można traktować ją jako pobory. To chyba spora przesada, tym bardziej, że na ulgi na przejazdy komunikacją miejską dla emerytów nie ma pieniędzy.

Irena Głąbowska, Szczytno