Czy można przeżyć razem pół wieku bez kłótni i cichych dni? Okazuje się, że tak. Najlepszym przykładem na to jest małżeństwo państwa Jadwigi i Stanisława Biziuków, którzy kilka dni temu obchodzili uroczyście swoje Złote Gody.

Pół wieku bez cichych dni

Czas wojny

Gdy wybuchła druga wojna światowa, pan Stanisław miał 22 lata. Jako świeżo upieczony absolwent szkoły wojskowej, brał udział w wojnie obronnej we wrześniu 1939 r., walcząc pod Mławą, Nowym Dworem i Warszawą. Po klęsce wojsk polskich dostał się do radzieckiej niewoli. Uciekł i wrócił do rodzinnej Sokółki na Białostocczyźnie, gdzie trafił w ręce żołnierzy radzieckich. Spędził w więzieniu dwa lata. Na wolności szybko włączył się do szeregów ZWZ-AK, gdzie walczył pod pseudonimem "Sokół". Tuż po wojnie ponownie trafił do radzieckiego więzienia, gdzie spędził cztery lata za, jak głosił wyrok, "wrogość do ZSRR i działalność na rzecz obalenia ustroju".

Swaty i listy

Przeżycia tamtego okresu pozostawiły w duszy pana Stanisława niezatarty ślad. Jego dojrzałość i powaga bardzo zaimponowały przyszłej żonie.

- Poznał nas ojciec koleżanki, z którą pracowałam w białostockiej prokuraturze wojewódzkiej - wspomina młodsza o 14 lat od pana Stanisława Jadwiga Biziuk. - Utrzymywałam się wówczas z niewielkiej pensji, pracowałam i uczyłam jednocześnie. Szukałam oparcia w kimś dojrzałym.

- Czas mijał, moja mama "podsuwała" mi ciągle kandydatki na żonę. Ale ja uparcie powtarzałem, że moja żona musi być przeznaczona od Boga. I wiedziałem, że to będzie Jadwiga w chwili gdy pierwszy raz ją zobaczyłem - opowiada pan Stanisław.

Młodzi poznali się na spotkaniu zaimprowizowanym przez ojca koleżanki. Już po pierwszych chwilach rozmowy bardzo przypadli sobie do gustu. Później spotykali się rzadko, ponieważ dzieliło ich 200 km między Białymstokiem a Szczytnem, gdzie pan Stanisław pracował jako inspektor sanitarny.

- Pisaliśmy do siebie piękne listy miłosne. Żałuję, że po tylu latach żaden się nie zachował - wspomina żona.

Problemy na spokojnie

Po dwóch latach narzeczeństwa pan Stanisław i pani Jadwiga pobrali się w sierpniu 1953 r. i przeprowadzili do Szczytna. Do dziś mieszkają w domu, który mąż dostał jako mieszkanie służbowe. Praca zawsze zajmowała bardzo ważne miejsce w życiu każdego z małżonków.

- Staś był surowy podczas kontroli obozów, kolonii czy szkół. Ale miał też bardzo wielu znajomych, dzięki którym po wielu trudnych chwilach w końcu odnalazłam swoje miejsce w nowym mieście - opowiada pani Jadwiga. Przyznaje, że towarzyskie usposobienie męża nigdy jej nie przeszkadzało.

- Byłam nawet dumna z tego, że małżonek jest taki szarmancki, uprzejmy w stosunku do kobiet. Chociaż często zdarzały się okazje do świętowania, to alkohol pił tylko okazyjnie, nie było więc żadnych awantur czy kłótni.

- My przez te pół wieku ani razu nie mieliśmy "cichych dni". Gdy się zdarzyły jakieś kłopoty, zawsze je rozwiązywaliśmy na spokojnie - dodaje z dumą pan Stanisław.

Bolesne chwile

Szczęśliwej parze los nie poskąpił bolesnych chwil. Siedem lat temu stracili swoje najmłodsze dziecko, syna Jacka. Po śmiertelnym zatruciu syna pan Stanisław zaczął chorować, dały o sobie znać wojenne i więzienne przejścia.

- Nie ma gorszego bólu niż strata dziecka. Te przeżycie bardzo scementowało nasz związek. Zawsze też przeczuwałam, że doświadczenia męża z młodości w końcu odbiją się na jego zdrowiu. Było dla mnie oczywiste, że muszę się nim zaopiekować, pielęgnować go - twierdzi pani Jadwiga.

Poświęca choremu prawie cały swój wolny czas, kilka chwil znajdując na swe ulubione zajęcie - hodowlę kwiatów. Pomaga też córce, która pozostała w Szczytnie. Rodzinne spotkania - rodziców, dwójki dzieci i sześciorga wnucząt - odbywają się niezwykle rzadko. Jedną z okazji stał się właśnie złoty jubileusz.

Lek na udane małżeństwo

Pani Jadwiga twierdzi, że nie zna skutecznej metody na udane małżeństwo. Zauważa, że w obecnych czasach ludzie zbyt szybko wiążą się i jeszcze łatwiej jest im się rozejść. Tłumaczy to kryzysem wiary, zasad religijnych.

- W czasach naszej młodości takie rozwiązanie jak rozwód w ogóle nie wchodziło w grę. A najważniejsze to mieć dla siebie dużo zrozumienia. Gdy naprawdę chce się być razem, wtedy wszystko samo dobrze się układa - dodaje z zadumą.

Katarzyna Mikulak

ZŁOTE MŁODE PARY

Państwo Biziukowie nie są jedyną parą obchodzącą w tym roku rocznicę 50-lecia zawarcia związku małżeńskiego. Podczas uroczystego spotkania w sobotę 29 listopada pamiątkowe medale i bukiety kwiatów wręczono w szczycieńskim MDK-u aż dwudziestu dwóm innym "złotym młodym parom". Są nimi Stanisława i Zdzisław Auguścik, Apolonia i Henryk Długołęccy, Stanisława i Czesław Duccy, Monika i Edward Górscy, Teresa i Józef Górscy, Danuta i Jan Kasperkiewicz, Marianna i Stanisław Kazaryn, Apolonia i Władysław Kielin, Marianna i Bolesław Kowalik, Zofia i Hieronim Kuświk, Leokadia i Władysław Miratyńscy, Halina i Kazimierz Mrożek, Maria i Edmund Pokojscy, Henryka i Władysław Skarżyńscy, Janina i Eugeniusz Słodkowscy, Henryka i Igor Sołaniewicz, Alicja i Marian Soszyńscy, Teresa i Edwin Suchodolscy, Halina i Mieczysław Szybiak, Irena i Stanisław Telak, Józefa i Czesław Zapadka oraz Anna i Bolesław Złotkiewicz.

- Jesteście Państwo wzorami nie tylko mieszkańców naszego miasta, ale także obywateli Rzeczpospolitej Polskiej - gratulował długoletniego pożycia burmistrz Paweł Bielinowicz.

Sami uhonorowani nie kryli wzruszenia i zadumy nad wspólnie spędzonym minionym półwieczem. O przyszłych wspólnych latach i rocznicach myślą jednak z optymizmem.

- Żyjmy szczęśliwie, kochajmy się szczerze, aż kostucha nas zabierze! - apelowała do jubilatów jedna z uhonorowanych małżonek Stanisława Auguścik.

Złoci jubilaci i członkowie ich rodzin ze śmiechem przyznali jej rację. Potem przyszedł czas na raczenie się tortem i lampką szampana oraz odśpiewanie gromkiego "Sto lat" wraz z zespołem ludowym "Okaryna".

(jk)

2003.12.03