Ogłoszeniowa mieszanka

CHODŹCIE DO MNIE WSZYSCY

Przy skrzyżowaniu ul. Piłsudskiego z ul. Wiejską, która w końcowym swoim odcinku akurat przypomina taki, czyli wiejski, nieutwardzony trakt stoi tablica informacyjna. Od strony WSPol. rzecz wygląda jak każda inna. Na tablicy wisi moc ogłoszeń, a często jedno zasłonięte drugim, które ktoś niefrasobliwe nakleił (przybił) na wiszące wcześniej. Stawia to pod znakiem zapytania sens umieszczania ogłoszeń w takim miejscu - fot. 1, no bo w każdej chwili może nadejść ktoś inny, kto zalepi nasze.

Albo umieści je tak, iż wyjdzie z tego zgoła nieoczekiwany efekt. Jaki?

Ano taki, jaki powstał po drugiej strony tablicy, gdzie wiszą w zasadzie identyczne ogłoszenia, tyle że inaczej rozmieszczone. Ozdobienie największego plakatu (o treściach religijnych) dużo mniejszym ogłoszeniem lichwiarskim (lichwa potępiana jest przez wszystkie religie świata) spowodowało powstanie jakby trzeciego o bardzo wymownej treści - fot. 2.

Po prostu "PROVIDENT - POLSKA" skorzystał z nagłówka innego ogłoszenia no i teraz nakazuje pójść do siebie wszystkim. Po co? Po pożyczki.

I to jest właściwie to, czego wszyscy byśmy potrzebowali (no prawie wszyscy), zwłaszcza że święta tuż, tuż. Tyle, że bezterminowych i bezprocentowych!

TEOLOGICZNA ZAGADKA

Wspomniany wyżej "Provident" wlazł na dość istotny fragment plakatu Kościoła Pana Jezusa Chrystusa. Gdybyśmy bowiem zerwali wszystkie kuponiki ogłoszenia ukazałby się napis takiej treści, jak na fot. 3.

Czyli wyszczególniający to, co można przeżyć na spotkaniu organizowanym przez misję. A więc uwolnienie od grzechów, wyzwolenie z nałogów, problemów i depresji, napełnienie duchem świętym, a także i tu uwaga, że można przeżyć uzdrowienie. A skoro nie jest to warunek konieczny, to znaczy iż uzdrowienia równie dobrze można i nie przeżyć. Zapytuję zatem - na co komu takie uzdrowienie, jeśli może skończyć się ono zejściem śmiertelnym?

TYŁ, CZYLI PRZÓD

Co jak co, ale targowice miejskie (i starą, i nową) odwiedzają chyba wszyscy mieszańcy miasta, a więc i wszyscy nasi Czytelnicy. Ja zapędziłem się tam ostatnio w poszukiwaniu starych gazet z płytami CD i DVD (które można kupić za połowę ceny - ok. 4,50 zł). Tu przy okazji ciekawostka. Filmy DVD zapakowane w plastikowe, jakby sporządzone na wyrost pudełka (m.in. "Być jak John Malkovich" czy "Taxi 2") oferują też supermarkety w cenie 30 zł. W tym samym sklepie i to na sąsiedniej półce, ten sam film, tłoczony w tej samej firmie i to wraz z gazetą kosztuje tylko 7,50 zł!!! Jest to dla mnie zjawisko niepojęte, ale prawdziwe z rodzaju jajczarskich. No, a skoro o nabiale mowa, to czas wracać na targowicę. Tam jaja (kurze) oferowane są głównie na jej nowej części - tuż przy wejściu. Ale ostatnio pojawiło się nowe stoisko z tym towarem także na starej, tam gdzie zwykle oferowane są warzywa i owoce. Spacerując pomiędzy stoiskami zauważamy tył przyczepki-straganu z napisem, że odbywa się z tutaj sprzedaż jaj, ale w sposób dyskretny, bo od tyłu - fot. 4.

No, ale jak to tak - to co widzimy to jest przecież tył, a nie przód straganu. Gdzie zatem odbywa się sprzedaż jaj - na tyłach tyłu? Okrążmy zatem budkę, aby zajść ją od przeciwnej strony. Zachodzimy, a tu wszystko w porządku - rzekomy tył straganu okazuje się być jednak jego frontem - fot. 5.

Czyli przodem, no i jaj mamy dostatek. Tych sprzedawanych i tych powstałych wskutek dziwacznego napisu umieszczonego na tyłach straganu.

- Uczyniłam tak celowo - tłumaczy sprzedawczyni - bo wcześniej moje stoisko było umieszczone na zwykłych ławach.

Tego nowego, ustawionego (rzeczywistym) tyłem w stosunku do dawnego klienci nie rozpoznawali, więc drastycznie spadała sprzedaż jaj. Sprzedawczyni zatem, aby zaradzić złu umieściła na tylnej ścianie straganu napis, iż sprzedaż jaj odbywa się z odwrotnej strony - od tyłu, a tak naprawdę z przodu stoiska. Ufff!

NA BAKIER Z HISTORIĄ

Miejski Dom Kultury jest trochę na bakier z historią, a kulturalna placówka taką być nie powinna. Na murach tego szacownego gmachu wisi bowiem obciachowa (mało czytelna) tablica. Ponad 30 lat temu (1970 r.) ufundowało ją społeczeństwo ziemi szczycieńskiej w hołdzie Kazimierzowi Jaroszykowi, opatrując takim napisem: "Niestrudzonemu szermierzowi sprawy polskiej, redaktorowi "MAZUR" w latach pruskiej niewoli" - fot. 6.

Nie pytam o brak odmiany rzeczownika "Mazur" (pomyłki - rzecz ludzka), ale o tę niewolę pruską? Kiedy i w jakich okolicznościach popadły w nią ziemie szczycieńskie? Wszak stanowiły one integralną część państwa pruskiego, więc nie mogły pozostawać pod pruską niewolą! A może chodzi tu o samego Jaroszyka? Wszak bywał on aresztowany (czyli zniewalany) przez miejscowe (pruskie) władze, ale na krótko, a nie przez lata całe (w okresie poprzedzającym plebiscyt). Oto jak wygląda historia ziem naszych odcyfrowywana z tablic pamiątkowych.

2003.12.03